Pory myję bardzo dokładnie - tak, by mieć pewność, że ani jedno ziarnko piasku nie zazgrzyta w zębach. Odcinam dolne korzonki i górne części zielonych liści - jednak pozostawiam ich znaczne kawałki - około połowy części zielonej powinno zostać - zielone części porów są bardzo delikatne i jeszcze bardziej smakowite. Po tym zabiegu pory powinny być długości około 20 - 30 centymetrów.
Pory gotuję kilka minut na parze [można je również ugotować wodzie z dodatkiem soli i łyżeczki cukru].
Kiedy pory się gotują, przyrządzam sos beszamelowy. W rondelku rozpuszczam masło, do rozpuszczonego masła dodaję mąkę i bardzo energicznie mieszam, aż mąka przybierze lekko brązowawy kolor. Teraz rondelek zestawiam z ognia, i cały czas mieszając, dodaję zimne mleko. Mieszam to i mieszam, by w sosie nie było żadnej grudki. Rondelek znowu stawiam na ogniu i sos doprowadzam do wrzenia - cały czas mieszając. Sos powinien być konsystencji gęstej śmietany. Jeśli zbyt gęsty, dodaję jeszcze trochę zimnego mleka. Sos doprawiam solą, białym pieprzem i odrobiną gałki muszkatałowej.
Odsączone z wody pory układam w żaroodpornym naczyniu, które uprzednio wysmarowałem masłem, wcale go nie żałując. By było ślicznie, układam te pory wzdłuż na przemian - tak by połowa końców spotykała się połową początków. Teraz na porach ląduje pokrojony w kostkę rokpol. Kostki nie powinny być zbyt małe [co najmniej 1 cm na 1 cm], by się rokpol zupełnie nie rozpłynął podczas zapiekania.
Pory z rokpolem zalewam sosem beszamelowym i posypuję je rozdrobnionym miąższem z bułki.
Pory lądują w piekarniku nagrzanym do 180 stopni na około pół godziny.
Takie pory podaję w tym samym naczyniu, w którym się zapiekały, a przed podaniem posypuję je dużą ilością posiekanej pietruszki, a dla efektów wizualnych to i czasami jeszcze wrzucam na sam wierzch trochę obranego ze skóry i pokrojonego na malusienieczkie kawałki pomidora.